Witam, Dobry wieczór! Widzę, że pomimo mojej nieobecności, ktoś podbijał wyświetlenia. Zastanawia mnie tylko, czy przez przypadek, czy faktycznie ktoś czeka na nowości od mua. Szczerze to zapomniałam, że mam bloga i zdeklarowałam się na nim czasem coś napisać, a że nie pisałam z dobry miesiąc, to wypadałoby.
Pamiętam, że odkąd zaczęłam przechodzić cudowny okres buntu, marzyłam o skończeniu osiemnastu lat. Wtedy myślałam, że jak już będę je mieć zamieszkam sama, znajdę pracę i nikt nie będzie mną dyrygował. Hahahahahah, dobre! 11 sierpnia skończyłam 18nastaka i zamiast jakiegoś BOOM, fajerwerków, zajebistego mieszkania, dobrej roboty i kupy hajsu, siedziałam w kuchni i ściągałam mamie muzykę. Nie zmieniło się nic - nie urosłam, nie schudłam/utyłam, nie mam floty, dalej mama gotuje mi obiady i nie mam za wiele do powiedzenia. Jedyne co mi przybyło, to dowód i konto w banku. Teraz przynajmniej mogę wejść do byle jakiego sklepu i kupić ćmiki, choć w większości i tak nie chcą różowawego plastiku o wymiarach 86 x 54 mm z moją gębą. Cóż za ironia losu... Jeszcze 2 miesiące temu w większości sklepów nie mogłam sobie nawet 2% lemoniady kupić. A teraz kiedy chce się pochwalić, że wreszcie mam i muszą mi sprzedać, to nie chcą zerknąć. Aaa no i ten, skończyło się picie w miejscach publicznych. Nie stać mnie na płacenie mandatów.
Nie rozumiem fenomenu hucznych 18nastek. Mi w zupełności wystarczyło to:
Pobawiłam się? POBAWIŁAM! Najebałam? NIC NOWEGO.
Było dobrze? BYŁO ZAJEBIŚCIE!
LECIMY TUUUUUTAJ!
A później Patryk się załamał...
Ewidentnie miał dość...